Trenerzy drawskiego klubu Zet Gold TEAM przebywali na dwutygodniowym szkoleniu w Brazylii. Na kilka godzin przed zamknięciem granic zdążyli wrócić do Drawska Pomorskiego. Zapytaliśmy Artura Kamińskiego jak ocenia sytuację na świcie związana z koronawirusem.
Swój powrót do domu zaczęliśmy na lotnisku w Rio De Janeiro. Na miejscu tłumy jak to zwykle w tego typu miejscach. Samoloty lądują, startują, odprawy idą sprawnie i bez większego zamieszania. Wśród ludzi nie widać żadnych oznak paniki. Kilka osób ma maseczki na twarzy. Jednak jeśli chodzi o mycie rąk jest zaskakująco dobrze. Przed wejściem do toalet i przy bufetach z jedzeniem płyny do dezynfekcji rąk ogólnodostępne.
Po 12 godzinach lotu lądujemy w Paryżu. Na pierwszy rzut oka wszystko ok. Jednak w środku… Już nie ma tłumów. Sami lecimy samolotem zapełnionym w 1/3. Więcej osób ma maseczki na twarzach, ale ludzie nie unikają kontaktu, nie zachowują bezpiecznej odległości. Tłumnie siedzą w barach i restauracjach. I niestety to co zwróciło moją uwagę to brak płynów do dezynfekcji rąk. W Brazylii ludzie noszą je przy sobie, natomiast Europa chyba o tym zapomniała. W ciągu 3 godzin na lotnisku widziałem tylko jedną panią myjącą ręce płynem dezynfekującym. Cierpliwie usiadłem w rogu wielkiej sali, założyłem maseczkę i czekałem na swój lot.
2 godziny lotu i jesteśmy w Berlinie. Na lotnisku w stolicy Niemiec spokojnie, żadnej kontroli, mierzenia temperatury. Ale faktycznie ludzi dość mało.
W drodze do Drawska wyrywkowe kontrole na granicy.